Ciasto na te pączki wykonałam według przepisu Ewy Wachowicz. Pączusie nie są złe. Wszystkim w domu smakowały, jednak mnie ich smak nie powalił z nóg. Póki co, najlepsze jak do tej pory są dla mnie pączki, które publikowałam na samym początku bloga, a na które przepis dostałam kilkanaście lat temu od cioci Wioli. Czasami trzeba jednak spróbować czegoś innego choćby z ciekawości i dla porównania, które właśnie nam przypadną do smaku. Sprawdźcie sami. Polecam!
Składniki:
- 1 kg mąki
- 100 g świeżych drożdży
- 100 cukru
- 0,5 l mleka
- 6 żółtek
- 1 jajko
- szczypta soli
- 5 łyżek oliwy (dałam olej)
- cukier waniliowy
- 1 kieliszek spirytusu
- sok z 1 cytryny
- powidła na nadzienie
- smalec lub olej słonecznikowy do smażenia
W misce z drożdży, ciepłego (nie gorącego!) mleka, 2 łyżek cukru i łyżeczki mąki zrobić rozczyn.
Gdy drożdże ruszą dodać do nich resztę cukru, cukier waniliowy, sól, jajko, oliwę, sok z cytryny, spirytus i wyrabiając dodawać stopniowo mąkę i żółtka. Dobrze wyrobić i odstawić do wyrośnięcia.
Gdy ciasto podwoi swoją objętość, rozwałkować je grubo na lekko obsypanej mąką stolnicy i wycinać szklanką krążki. Na każdy krążek kłaść łyżeczkę ulubionego nadzienia, zlepić brzegi i uformować pączka.
Uformowane pączki zostawiamy na stolnicy, aż się napuszą zwiększając objętość.
Smażyć na rozgrzanym tłuszczu na złoty kolor z obydwu stron.
Usmażone i osączone na bibule zostawić na chwilę do przestygnięcia, a następnie polukrować lub oprószyć cukrem pudrem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz